wtorek, 7 lipca 2015
Stłuczka na trasie. Lekko poprawiona życiówka na 5km - szczęśliwy Misio to zmęczony Misio
Albo pięć kilosów co drugi dzień, albo 10/15km co trzeci. Dziś troszkę przyatakowałem życiówkę na 5km. Udało się, ale z perypetiami. Leciutko poprawiona.
Kończąc już bieg wpadłem na gościa. Ćwiczył na nartorolkach. Jak Justyna Kowalczyk. Natomiast ja byłem półprzytomny.
Sytuacja była taka, że powoli odcinał mi się tlen do mózgu i nie myślałem logicznie. Był ścisk na ścieżce i widziałem go jak jechał z naprzeciwka. Trochę bałem się, czy za mną ktoś nie idzie/biegnie/jedzie i zbiegłem na lewą (jego) stronę. Trochę się bałem, czy za mną kogoś nie ma, ale to mnie nie usprawiedliwia. Gość zaczął jakby hamować, ale nie wyrobił - bo nie miał jak i nie mógł. Wpadliśmy więc na siebie :). Dosłownie w ułamku sekundy odzyskałem przytomność umysłu i przytrzymałem go najmocniej jak mogłem, żeby nie upadł. On był na rolkach, więc miał trudniej.
Jakbym zbiegł na moje prawo to by nic nie było.
Byłem mimo wszystko w lekkim szoku. Żeby była jasność sytuacji - gość prawie 2 metry, lekko 100kg żywej wagi złożonej z samych mięśni. Jak go utrzymałem to nie wiem. Jasne, lepiej wpaść na pięćdziesięcioparo kilogramową biegaczkę, ale nie można mieć wszystkiego ;).
Grunt, że jemu nic się nie stało.
W domu zasłużony odpoczynek i regeneracja. Zamiast kakao dziś piwko. Na sam koniec. W tak zwanym międzyczasie rozciąganie, wyprowadzenie bokserka, zimna kąpiel. Dzień uznaję za udany.
Tak jestem naspeedowany energią, że już bym nawet wyszedł jeszcze pobiegać. Choćby potruchtać. O to chodzi.
Lokalizacja:
Warszawa, Polska
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz